Przekwalifikowanie po 40: pierwsi uczniowie i rozwój pracowni

Atoly – Ostatnio zaktualizowano dnia 11.10.2025
Przekwalifikowanie po 40: pierwsi uczniowie i rozwój pracowni

To jest druga część poruszającej historii jednej z klientek Atoly, która po czterdziestce odmieniła swoje życie, zakładając własną pracownię ceramiki. Jeśli nie czytałeś pierwszej części, znajdziesz ją tutaj.


Stres pierwszej lekcji

Dokładnie pamiętam moją pierwszą uczennicę. Była to młoda dziewczyna w czarnych ogrodniczkach. Ta pierwsza lekcja była dla mnie niesamowicie stresująca. Bałam się, że padnie pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Bałam się, że nie będę w stanie poprawić błędów. I pewnie jeszcze wielu innych rzeczy, których już nawet nie pamiętam.

Nie wiedziałam, czy lekcja się jej spodobała. Ale następnego dnia zarezerwowała nie jedną, lecz cztery lekcje. Byłam wniebowzięta. Wtedy zrozumiałam — dam radę!


Dlaczego przestałam podawać numer telefonu

Wkrótce zaczęły napływać kolejne rezerwacje, ale też telefony. I właśnie wtedy pożałowałam, że podałam swój numer publicznie. Oprócz lawiny reklam dzwonili ludzie, którzy sami nie wiedzieli, o co chcą zapytać.

Szybko zrozumiałam, że formularz kontaktowy na stronie to o wiele lepsze rozwiązanie. Dzięki niemu ludzie od razu opisują swoją sprawę i nie trzeba tego od nich wyciągać. Bez niego niektórzy dzwonili tylko po to, żeby porozmawiać, albo oczekiwali, że to ja ich do czegoś przekonam. Inni pytali, gdzie kupuję materiały, choć wcale nie interesowały ich zajęcia.

Wniosek? Nigdy nie podawaj swojego numeru telefonu w internecie.


Praca w upale

Prowadzenie zajęć na małym tarasie nie było łatwe. Mając tylko dach i dwie ściany, musiałam zmagać się z upałem. Na Reunion, już w październiku i listopadzie słońce staje się bezlitosne.

Nie mogłam pozwolić sobie na dobudowanie ścian ani na drogi system chłodzenia, więc improwizowałam. Kupiłam mały wiatrak, doczepiłam do niego woreczek z lodem i ustawiłam tak, by chłodził ucznia. To było jedyne rozwiązanie, na które mnie stać.

Uważam, że kiedy zaczynamy działalność, kluczowe jest znajdowanie szybkich i tanich rozwiązań. Bałam się, że będę potrzebować miesięcy, by odzyskać koszty inwestycji. W rzeczywistości zajęło mi to cztery–pięć tygodni — a potem zaczęłam zarabiać.


Podoba Ci się ta historia?

Zapisz się do naszego newslettera, aby jako pierwszy dowiedzieć się o kolejnej części tej historii — i otrzymywać praktyczne wskazówki, jak rozpocząć własną twórczą przygodę.

Nigdy nie udostępnimy Twojego adresu e-mail osobom trzecim.

Skromne wyposażenie, ogród w bonusie

Pierwsze miesiące były naprawdę trudne. Nie miałam doświadczenia ani jako nauczyciel, ani jako ceramik, a moja pracownia była bardzo skromna. Aby się do niej dostać, uczniowie musieli przejść przez dom — który obsesyjnie sprzątałam, bojąc się niedociągnięć.

Nie miałam nawet prawdziwego zlewu. Dopiero później udało mi się kupić używaną umywalkę stojącą, którą podłączyłam do węża ogrodowego. Nie wyglądało to profesjonalnie, ale dawało dostęp do wody, absolutnie niezbędnej w ceramice.

Najzabawniejsze? Ten prymitywny system miał niespodziewaną zaletę. Woda spływała prosto do ziemi, intensywnie podlewając mały ogród wokół pracowni. Rośliny rozkwitły, a z ziemi zaczęły wyrastać nasiona, które czekały latami na odpowiedni moment. Moi uczniowie byli zachwyceni zielenią.

Zrozumiałam wtedy, że nie zawsze potrzebujemy rzeczy drogich i prestiżowych. Czasem warto wykorzystać to, co już mamy, i zamienić niedoskonałość w atut.


Drugie koło, nowa formuła

Wraz z kolejnymi klientami pojawiły się pytania, czy mogą przychodzić parami. Wiedziałam, że muszę się rozwijać, bo świat nie będzie czekał. Po przeliczeniu oszczędności i przychodów zdecydowałam się na zakup drugiego koła garncarskiego.

To pozwoliło mi poszerzyć ofertę. Oprócz klasycznych lekcji zaproponowałam zajęcia w parze – bardziej zabawowe, dla osób, które chciały tylko spróbować garncarstwa.

To był hit! Do tej pory sądziłam, że każdy, kto siada do koła, w głębi duszy obiecuje sobie nie spocząć, dopóki nie zrobi porządnego wazonu. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna — wielu ludzi przychodziło po prostu dla samej radości doświadczenia.

Dziś widzę, że brak doświadczenia w prowadzeniu pracowni był moim ukrytym atutem. Sprawiał, że byłam elastyczna, nie miałam sztywnej wizji. To pozwoliło mi tworzyć nowe formuły zajęć i zwiększać sprzedaż.


Podsumowanie

Te pierwsze miesiące nauczyły mnie, że każda trudność może stać się okazją. Od stresu pierwszych lekcji, przez improwizację z wiatrakiem i ogrodem, po odkrycie, że nie wszyscy uczniowie oczekują perfekcji — każdy krok kształtował moją pracownię.

To, co zaczęło się od wątpliwości, przerodziło się w pewność siebie, kreatywność i rozwój. A wszystko zaczęło się od jednej uczennicy, która zarezerwowała kolejne zajęcia.

To dopiero początek tej drogi. Ciąg dalszy nastąpi.